sobota, 13 października 2007

trauma

Dość poważny tytuł... i dość poważnie będzie...
Minął rok odkąd zakończyło się moje narzeczeństwo. Ponad rok. Minął rok od wyznaczonej już przecież (i załatwionej) daty ślubu... Od samego początku twierdziłam i starałam się utwierdzić w przekonaniu, że to dobrze, że nie było innego wyjścia.
I rzeczywiście: dobrze się stało! Zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy sie pobrali, mogłabym mieć tylko do siebie pretensje za ten krok. Bo teraz, z perspektywy, wiem, że pewne nawyki by się nie zmieniły. Choć na początku próbowałam go bronić, próbowałam ratować (?) nasz związek. Chyba jednak była mi potrzebna odległość, żeby zobaczyć jak sprawy stoją naprawdę...
I nie chcę się pławić w rozkoszy użalania się nad sobą. Choć prawdą jest, że zdałam się zwieść iluzji, że zostałam skrzywdzona. Ja i cała moja rodzina. Prawdą jest jednak i to, że swoją decyzją - nawet jeśłi była konieczna - zadałam ból. Nie uchylam się przed odpowiedzialnością, nie będę twierdzić, że On bie był zakochany... Tylko ta miłość jakaś pokręcona była... (może kiedyś napiszę o mechanizmie takiej miłości, bo nie przypadła ona tylko mnie w udziale).
Ten związek jednak zostawił we mnie ogromną ranę w postaci braku zaufania do mężczyzn. Zawsze byłam ostrożna i niepewna ich uczuć, zamierzeń, intencji. Zawsze było bardzo trudno mnie oswoić (nawet jeśłi wcześniej kandydatów było niewielu)... Teraz jest to niemal niemożliwe... Nie wiedziałam, że siedzi to tak głęboko we mnie, dopóki nie pojawiła się "okazja" na zaczęcie czegoś nowego...
Nie przerażają mnie relacje koleżańskie, przyjacielskie, a nawet kiedy od początku wiem, że chodzi jedynie o romans (choć to nie znaczy, że w takie relacje od razu wchodzę). Nie rpzerażają mnie, bo wiem jak sobie z nimi radzić - intencje są jasne. Gdy zaczyna się mówić o związku, miłości... ja uciekam...
Wiele razy powtarzałam, że nie szukam związku, nie kandydatów na kandydatów. Powtarzam jednak również, że nie uciekam przed związkiem, że jeśli się trafi ktoś odpowiedni, że gdy się zakocham, to proszę bardzo - jestem gotowa. Obawiam się jednak, że nawet gdy zakocham się ze wzajemnościa, to upłynie sporo czasu zanim zaufam tak do końca...