sobota, 2 lutego 2008

strefa marzeń

Dziś znalazłam się w strefie marzeń, a to od jakiegoś czasu nie zdarza mi się często. Tak silnie dopada mnie rzeczywistość, że takie nieskrępowane marzenia należą do rzadkości. I nie są to bynajmniej plany "do zrealizowania", choć oczywiście miło by było gdyby się ziściły... :-)
Myślałam sobie dziś o moim własnym domu i jak zwykle nie mogłam się zdecydować w jakim stylu to lokum urządzić :-) Bez względu jednak na styl w tym domu była wygodna kanapa lub fotel - miejsce najwygodniejsze do zagłębienia się w lekturę. A przy fotelu/kanapie stolik z kieliszkiem wina i owocami... Choć na wieczorną porę bardziej przydałby się kubek herbaty z malinami...
W wyobraźni pojawiła się też duuża łazienka z ogromną wanną, w której odpoczywałam w blasku świec...
Wyszłam też na fajną kolację ze znajomymi/znajomym (też się nie mogłam zdecydować) do bardzo przyjemnej knajpki. Włoskiej może... Choć włoskie kawiarnie i spacery przyszły mi do głowy gdy zaczęlam pisać...
Marzenia sa fajne... Nie takie mobilizujące, nie takie, które każą coś planować... Ot, takie znikąd...

czwartek, 31 stycznia 2008

odpowiedzi kilka

Czas chyba zamieścić kilka odpowiedzi na komentarze. Zebrało się tego troszkę i tak sobie myślę, iż warto tę dyskusję przenieść do wątku głównego. Wybaczcie mi jednak, że pojawi się problem z formatowaniem...
1. Kienio pisze: "Wiem Asieńko, ile to trwa. Czas jednak - wbrew wszystkiemu - nie jest tu chyba najistotniejszym elementem. Wiesz, kiedy słyszę słowo o okrucieństwie Boga przypomina mi się moja mama i jej ponad 8-letnia walka z białaczką, której szczegóły i perspektywy (jako lekarz) ona znała jak nikt inny. Nie ma sensu się licytować na czas cierpienia. Cierpienie się mierzy miłością, a nie czasem - to lekcja od mojej mamy, nie ode mnie. Zresztą nie tylko od niej.Bóg w cierpieniu nie jest okrutny. Nie, On zaprasza do siebie. Najcenniejszy z darów, najmniej ceniony i najmniej chciany. To z kolei lekcja od mojej matki chrzestnej, która zachorowała na raka trzustki i teraz walczy z chorobą.Wiem, wiem - zbieram i przytaczam lekcje, słowa i przykłady od innych, tak jakbym chciał Ciebie moralizować. Nie zamierzam, bez obaw. Chcę Ci tylko Asiu podsunąć taką myśl, że może także na Twoje cierpienie można spojrzeć inaczej, mimo iż wszystko sprzysięga się przeciw Tobie. Ja naprawdę wierzę, że Bóg jest po stronie człowieka: po mojej i po Twojej."
Nie mam zamiaru się licytować na cierpienia... Nie powiedziałam także, że Bóg jest brutalny czy okrutny... Napisałam, że nie wierzę w to... I nie tego doświadczałam... Sam jednak wiesz, że w pewnym momencie może być bardzo trudno o zaufanie, o miłość, o akceptację... I dlatego czas MA tutaj znaczenie. Także dlatego, że perspektywa ostatnich kilku lat każe mi mysleć, iż wszelkie moje wybory z przeszłości były nietrafione. Że źle skorzystałam z daru rozumu... Niefajne to uczucie. Bardzo niefajne. Także dlatego, że winą obarczam siebie, a nie Boga... Choć zrzucanie winy na Boga, na los czy na kogo- cokolwiek byłoby łatwiejsze.

2. Anonimowy pisze: "hello,nie powiem, przeczytałem kilka ostatnich postów i z ciekawością czekam na kolejne. Nie pytaj jak tu trafiłem, powiedzmy że będe nieznajomym obserwatorem. Pozdrawiam". Ależ ja nie pytam kto tu trafił i w jaki sposób :-) Niektórych moich czytelnikow znam, innych nie... Każdego witam serdecznie :-) Wszystkim jednak proponuję, aby przeczytali wpisy od początku - nie jest ich znowu tak strasznie dużo, a pierwsze wpisy pozwalają zrozumieć kolejne...

3. Kienio pisze: "Tak jeszcze bym dodał, bo im dłużej czytam Twojego bloga, tym bardziej jestem o tym przekonany, że może powinnaś pisać - książki, powieści, opowiadania. Serio mówię." Dziekuję za te słowa :-) To zachęta dla mnie tym ważniejsza, że pochodząca od Ciebie... Naprawdę! Jeśli zaś chodzi o samo pisanie: blog powstał/powstaje między innymi po to, by się wprawiać, by szlifować styl... Bo pomysł pisania od jakiegoś już czasu chodzi mi po głowie, ale trzeba nabrać praktyki - praca naukowa to jednak nie to samo :-) Na dniach powinnam zacząć pisać jakieś poważniejsze od bloga felietoniki (bo beletrystyka to chyba jednak nie dla mnie...). Niech tylko Sebastian znajdzie dla mnie odrobinę czasu... :-)

wtorek, 29 stycznia 2008

szukam (p)odpowiedzi

"Czytelnik nie zawsze się odzywa, ale to nie znaczy, że nie pamięta i - na miarę swoich możliwości - w sercu Autora nie nosi... Z drugiej strony, czasem taka świadomość duchowego towarzyszenia, jeśli nie jest wsparta fizyczną obecnością, to za mało, by przełamać głód samotności. Wiem."
To fragment komentarza, umieszczonego pod wpisem pt.: "kilka cytatów z kontekstu wyjętych". Dziękuję. Cierpi się jednak zawsze samemu (pomijam tu zupełnie świadomie kontekst współcierpienia z Chrystusem), dlatego w tamtym wpisie miały pojawić się cytaty mówiące o samotności. Każda bowiem trudność jest indywidualna. Jestem wdzięczna za każdą obecność: czy to wirtualną, czy realną. To niezwykle ważne - bez tych słów otuchy byłoby znacznie trudniej. Nie chciałabym jednak, żeby zabrzmiało to niegrzecznie, ale wszelkich wariacji stwierdzeń: "będzie dobrze", "jesteś zdolna, miła, ładna, inteligentna (itd., itp.) i na pewno coś znajdziesz" zaczynam mieć serdecznie dość... Wiem, że nikt (albo niemal nikt) nie jest mi w stanie pomóc w bardzo konkretnym wymarze, ale to własnie takiej pomocy teraz potrzebuję... Choć mam świadomość, że kazdy dzień bez pracy oddala mnie od tego rynku... Za chwilę nawet jako sprzątaczka pracować nie będę mogła... Zresztą, nawet na taka propozycję np. z PUP liczyć nie mogę - za wysokie wykształcenie...
Dziś w Instrukcji człowieka w Trójce mowa była o akceptacji własnej sytuacji, o szukaniu pozytywnych stron... Pani psycholog mówiła o tym, aby spróbować przekonać siebie, że nasza sytuacja jest najlepszą z mozliwych na dany moment... Ja w tym czasie mogę docenić jedynie (choć to i tak bardzo dużo) obecność rodziny i co niektórych znajomych... Tylko (?) i aż (?) tyle...