W ostatnim komentarzu Kienio napisał, że kiedy brakuje słów pojawiają się przyjaciele, którzy gotowi są pomilczeć... Masz rację. Jak zawsze zresztą :-) I przyjaciół poznaje się właśnie po tym, że można z nimi pomilczeć - nawet na odległość, nawet wirtualnie - na jakiś temat. Przyjaciół poznaje się po tym, że obie strony wiedzą na jaki temat się milczy... Choć nawet przyjaciele czasem nie mają odwagi, by trwać w ciszy... Cisza bywa krępująca - nawet dla ludzi bliskich sobie. Cisza bywa niewygodna, gdy tyle spraw się dzieje dookoła. Milczenie bywa kajdanami, gdy serce i umysł jednej ze stron wyrywa się do podzielenia się własnymi przeżyciami. Niezależnie od tego czy są do doświadczenia przyjemne czy też nie.
To trudne milczeć, gdy druga strona chce mówić... To trudne mówić, gdy druga strona potrzebuje cichej właśnie obecności... I nawet przyjaciele, nawet dobrzy przyjaciele mają z tym problem... Przykład mój i Marty... :-) Kwestia charakteru i wydarzeń dnia codziennego...
Owszem - milcząca obecność nie oznacza z konieczności fizycznej obecności w milczeniu. Czasem jednak potrzeba słów - słów bardzo konkretnych. Czasem jednak potrzeba jakiegoś gestu...
sobota, 23 lutego 2008
czwartek, 21 lutego 2008
brak mi słów
Czasem bywa tak, że brakuje mi słów. Nie dlatego, że sytuacja mnie przerasta (choć i tak bywa). Po prostu: słowa odchodzą i nie chcą się układać w wypowiedzi dłuższe niż bardzo proste i krótkie zdania.
Właśnie sobie przypomniałam sytuację sprzed kilku lat, kiedy to jechałam z moim promotorem i nie wypowiadałam innych słów niż "tak" i "nie". W pewnym momencie promotor zapytał czy potrafię mowić coś więcej. Zadał źle pytanie, bo jedyną odpowiedzią jaką mógł w tej sytuacji usłyszeć było: "tak". Były to jednak czasy kiedy mówiłam bardzo, bardzo niewiele. Obecnie jestem gadułą :-) Czasem jednak słowa odchodzą... I tak właśnie było/jest przez/od kilku tygodni. A przecież trochę przez ten czas się wydarzyło.
1. W przypływie desperacji i walki o swoje miejsce w świecie postanowiłam zawalczyć o przygotowanie zawodowe (=praktyki) w jednej z firm doradztwa personalnego. Był moment kiedy pomyślałam, iz jestem tak kiepska, że nawet nie życzą sobie mojej darmowej pracy. W ostatniej jednak chwili zaproszono mnie na rozmowę. Jej rezultatem jest zaproszenie na praktyki przed praktykami... Miałabym je rozpocząć 3 marca... Ani to moralne, ani legalne, ale przynajmniej się czegoś nauczę. I wyjdę do ludzi - to ważne... To bardzo ważne.
2. Nie rozpocznę jednak tych praktyk jeśli pwoiedzie mi się rozmowa, na którą zostałam dziś zaproszona. Odbędzie się w najbliższą środę w Warszawie. Będzie przebiegała po włosku, zatem najbliższych kilka dni będę spędzała na powtarzaniu języka... Se no - sicuramente non ottenero' questo lavoro. A przecież i tak trudno będzie - chociażby dlatego, że z konieczności moje wymagania finansowe będą większe niż kandydatek/kandydatów z Warszawy. Dla mnie jednak jest ważne samo zaproszenie. Przygnębiający jest fakt, że spływają one bardzo rzadko.
3. A jeśli nawet spływają, to potencjalnym pracodawcom wydaje się, iż mogą traktować kandydata "z buta". Przykłady z ostatniego tylko tygodnia. Zadzwoniłam do jednej z toruńskich firm, która ogłosiła się w lokalnej gazecie. Chciałam się dowiedzieć jakie to stanowisko i czy jest sens aplikować... Usłyszałam w odpowiedzi: "Kotuś, ale masz za wysokie wykształcenie na to stanowisko. Będziesz rozczarowana kotuś"... Ciekawe czy z klientami też się tam tak rozmawia...?
Starałam się też o pracę w DHL - zostałam zarekomendowana przez moją bratową. We wtorek rzeczywiście nie byłam umówiona, więc nic dziwnego, ze kierownika nie było. Umówiłam się więc na środę. W wyznaczonym czasie kierownika nie było - pojechał do klienta. Rozumiem, że klient ważny, ale czy to znaczy, że można dezorganizowac komuś czas? Zadziwiające są postawy neiktórych ludzi...
4. Niekórych moich znajomych także, ale to temat na inny wpis...
Właśnie sobie przypomniałam sytuację sprzed kilku lat, kiedy to jechałam z moim promotorem i nie wypowiadałam innych słów niż "tak" i "nie". W pewnym momencie promotor zapytał czy potrafię mowić coś więcej. Zadał źle pytanie, bo jedyną odpowiedzią jaką mógł w tej sytuacji usłyszeć było: "tak". Były to jednak czasy kiedy mówiłam bardzo, bardzo niewiele. Obecnie jestem gadułą :-) Czasem jednak słowa odchodzą... I tak właśnie było/jest przez/od kilku tygodni. A przecież trochę przez ten czas się wydarzyło.
1. W przypływie desperacji i walki o swoje miejsce w świecie postanowiłam zawalczyć o przygotowanie zawodowe (=praktyki) w jednej z firm doradztwa personalnego. Był moment kiedy pomyślałam, iz jestem tak kiepska, że nawet nie życzą sobie mojej darmowej pracy. W ostatniej jednak chwili zaproszono mnie na rozmowę. Jej rezultatem jest zaproszenie na praktyki przed praktykami... Miałabym je rozpocząć 3 marca... Ani to moralne, ani legalne, ale przynajmniej się czegoś nauczę. I wyjdę do ludzi - to ważne... To bardzo ważne.
2. Nie rozpocznę jednak tych praktyk jeśli pwoiedzie mi się rozmowa, na którą zostałam dziś zaproszona. Odbędzie się w najbliższą środę w Warszawie. Będzie przebiegała po włosku, zatem najbliższych kilka dni będę spędzała na powtarzaniu języka... Se no - sicuramente non ottenero' questo lavoro. A przecież i tak trudno będzie - chociażby dlatego, że z konieczności moje wymagania finansowe będą większe niż kandydatek/kandydatów z Warszawy. Dla mnie jednak jest ważne samo zaproszenie. Przygnębiający jest fakt, że spływają one bardzo rzadko.
3. A jeśli nawet spływają, to potencjalnym pracodawcom wydaje się, iż mogą traktować kandydata "z buta". Przykłady z ostatniego tylko tygodnia. Zadzwoniłam do jednej z toruńskich firm, która ogłosiła się w lokalnej gazecie. Chciałam się dowiedzieć jakie to stanowisko i czy jest sens aplikować... Usłyszałam w odpowiedzi: "Kotuś, ale masz za wysokie wykształcenie na to stanowisko. Będziesz rozczarowana kotuś"... Ciekawe czy z klientami też się tam tak rozmawia...?
Starałam się też o pracę w DHL - zostałam zarekomendowana przez moją bratową. We wtorek rzeczywiście nie byłam umówiona, więc nic dziwnego, ze kierownika nie było. Umówiłam się więc na środę. W wyznaczonym czasie kierownika nie było - pojechał do klienta. Rozumiem, że klient ważny, ale czy to znaczy, że można dezorganizowac komuś czas? Zadziwiające są postawy neiktórych ludzi...
4. Niekórych moich znajomych także, ale to temat na inny wpis...
Subskrybuj:
Posty (Atom)