czwartek, 20 sierpnia 2009

urlop, czyli wypoczywać nie potrafię

Dawno, dawno temu pracowałam sporo. Nauka, praca w ogranizacjach, bycie z innymi i dla innych. Ani chwili odpoczynku, bo nawet kiedy nawet nie byłam niczym zajęta, to i tak w myślach robiłam projekty i plany, które trzeba było realizować. W pewnym momencie kazano mi nawet odpoczywać... To była "najstraszniejsza" pokuta jaką kiedykolwiek mi zadano. Siedząc bezczynnie, czyli z gazetą lub książką w ręce, zamartwiałam się tyloma niewykonanymi obowiązkami. Aż pewnego dnia organizm powiedział dość. I kazał odpoczywać. Przez pewien czas nawet stosowałam się do tej "prośby" mojego organizmu. Udało mi się nawet uśpić jego czujność i powoli, powoli zaczęłam wracać do dawnej aktywności. Tym sposobem pracuję zawodowo, studiuję, angażuję się w Toastmasters, Cashflow, uczę się włoskiego... Dnia powoli na te wszystkie aktywności nie wystarcza, a z żadnej nie zrezygnuję, bo są dla mnie ważne.
Wypoczynek pt. urlop stał się jednak dla mnie koniecznością. Tempo stało się zbyt zwariowane. Nawet jak na moje możliwości. Przed urlopem obiecałam sobie, że jedyne rzeczy jakie MUSZĘ to oddychać, spać i jeść... Przypomniałam sobie jednak, że odpoczywać to ja nie potrafię. Dlatego w czasie podobno wolnym czuwam nadla nad organizacją Klubu i spotkania demo, dlatego obmyślam (i za chwilę będę pisać) wypracowania z włoskiego, dlatego umawiam się na nocne konferencje z Area Governor, dlatego... mogę wyliczać i wyliczać.
Oczywiście, mam świadomość, iż te obowiązki i tak mnie nie minął. Warto je zatem wykonać teraz, kiedy mam wolne przynajmniej od pracy zawodowej (tylko dwa telefony z firmy!!!!!). I tak musiałabym to zrobić. Tyle tylko, że późnymi wieczorami. Pracując teraz gwarantuję sobie jakiś tydzień chodzenia spać o przyzwoitej porze...
Potrafię się usprawiedliwiać. Jestem w tym dobra.