sobota, 3 stycznia 2009

literacka koherencja

Wiele lat temu przeczytałam ksiązżkę. Z niewyjaśnionych dla mnie wówczas powodów zaintrygował mnie pewien jej fragment i nawet go sobie wynotowałam. Przez cały ten czas nie był mi on do niczego potrzebny, choć przeglądając notatnik czasem na tych kilka zdań trafiałam.
Po latach przeczytałam inną książkę. Kilka akapitów natychmiast przywołało mi na pamięć tamten dawno nieczytany fragment. To tylko potwierdza tezę Zafona, że książki czasem wybieraja nas...
-----------------
„Czy nie odczuwasz, prowadząc szybko wóz w miejscach o dużym natężeniu ruchu, że to niebezpieczne igranie z życiem, chociaż każdy traktuje to jako rzecz naturalną? Kierowcy w samochodach i ciężarówkach robią wrażenie znudzonych, zajętych własnymi myślami i mających jedno tylko pragnienie: dojechać z A do B, a przecież w każdej chwili znajduje się o krok od śmierci. Wystarczy, że któryś obróci o parę centymetrów kierownicę nie w tę co trzeba stronę i już powstaje groźna kraksa. Lub kiedy jedzie się krętą szosą nad urwistym wybrzeżem i nagle człowiek uświadamia sobie, że wystarczy zdjąć ręce z kierownicy na jedną sekundę, żeby śmignąć z krawędzi szosy hen, w powietrze. Aż przeraża wtedy sama myśl, że to taki prosty, szybki, ale nieodwracalny manewr. Wydało mi się, iż właśnie coś takiego wtedy zrobiłam, z tą tylko różnicą, że zboczyłam z drogi nie ku śmierci, ale ku życiu.
(…)
Ja tylko zdjęłam ręce z kierownicy – powiedziała Joy – i razem tobą przekroczyłam ową krawędź urwiska.”
D. Lodge, Mały światek
----------------------
„Ujrzał na moment swoje życie z innej, odległej perspektywy, jakby patrzył na nie przez odwróconą lornetkę. Miał wrażenie, że dotąd ślizgał się po jego szklistej powierzchni, jak nartnik po gładkiej tafli wody, niezdolny, by zanurzyć się w głąb, zaczerpnąć głęboki haust i, niechby nawet, utopić się, ale żeby chociaż to było prawdziwe. Przez tę krótką chwilę rozumiał, co złego wydarzyło się w jego przeszłości, pojmował, że zabrakło mi odwagi, żeby powiedzieć „nie” i żeby krzyczeć „tak”, jak choćby wtedy wiosną, w nasiąkniętej wodą Brukseli. Nie potrafił przyjąć dobra i piękna tam, gdzie chciano go nim obdarować. Odsuwał je od siebie pełen strachu przed całkowitym zbliżeniem i zjednoczeniem się z innym człowiekiem. Ze strachu przed otworzeniem się przed kimś do końca. Z lęku przed miłością. Zrozumiał, że nieprzypadkowo najbardziej pragnął kobiet, których nigdy nie mógł mieć, bo główny nurt ich życia toczył się gdzieś obok. Pozwalało mu to przeżywać emocje, unikając jednak głębszego zaangażowania, bo były to historie miłosne na niby. Czasem barwne i pełne uniesień, ale nieprawdziwe, bo z góry skazane na niespełnienie. Bezpiecznie puste wydmuszki rzeczywistości miłości. Co prawda, w ich zimnym ogniu nie można było spłonąć na popiół, ale nie pozwalały też, by powstać jak feniks. Kiedy zaś przychodziła chwila, że trzeba było wybierać i albo poddać się szaleństwu i uczuciu, albo pogrążyć w melancholii niespełnienia, to w końcu wybierał to drugie, bo nie wierzył w siebie, nie wierzył w miłość.
(…)
Pajacowanie przed samym sobą pozwalało nie pamiętać z pełną ostrością tego, co przydarzyło mu się przed chwilą. Wiedział dobrze, że nabyta właśnie wiedza o sobie nie opuści go, że wystarczy trochę obniżyć gardę i celnie wyprowadzony cios znowu dosięgnie go prosto między oczy, bo nie ma ucieczki przed samym sobą. Wszyscy oszukujemy się i żyjemy jakby na cudzy rachunek, ale w głębi duszy wiemy, że nie ma od siebie ucieczki. Za plecami zawsze skrada się nasz cień, gotów w każdej chwili skoczyć nam do gardła. Chyba wiedział to wszystko wcześniej, przeczuwał może raczej, tętniło to w nim jak duże naczynie prężące się pod skórą, niewidoczne jednak wyraźnie na powierzchni.”
J. Kalinowski, Kształt ciemności
------------------------------
Fragment z Kalinowskiego przedłużyłam o zdania potwierdzające prawdę, która wraca do mnie jak bumerang, że przed samym sobą się nie ucieknie...

intelektualna pożywka (1)

Zaczęłam czytać.
Pasja czytelnicza wróciła mi w październiku po wielu, wielu miesiącach sporej niechęci do słowa drukowanego. Teraz czytam w chwilach wolnych i ukradzionych. Kilka osób twierdzi, że powinnam poświęcić się zgłębianiu literatury biznesowej i motywacyjnej. Beletrystyka - wg zasady Pareta - jest mi do niczego niepotrzebna. Inni by zapewne stwierdzili, że taka mieszanina gatunków jest niestosowna. A ja lubię przecieść się z Quantico do Lublina zahaczając o Chile i Barcelonę. To tylko ostatnio odwiedzone miejsca.
W tej chwili zwiedzam Barcelonę z poczatku XX wieku. Miałam nadzieję, że tym razem C.R. Zafon zaniecha pomysłu napisania kryminału. W okolicach setnej jednak strony stwierdzam, że pokusa jest zbyt silna. A szkoda. Zdecydowanie wolałabym, aby pozostał na granicy rzeczywistości i snu... Nie zanosi się jednak i zobaczymy co z tego wyniknie. Ci, którzy "Grę anioła" przeczytali twierdzą, że autor przedobrzył. Nic dziwnego... po takim sukcesie "Cieniu wiatru" musiał napisać coś lepszego, a przynajmniej coś równie genialnego. Irytująca cecha u pisarzy... Nawet nie starają się zmienić tematu lub stylu przy kolejnych książkach.
Dlatego jeszcze wiele czasu minie zanim sięgnę po książki Arturo Perez-Reverte. Dlatego nie jestem pewna czy z taką niecierpliwością oczekiwać będę na kolejną część opowieści o Cmentarzysku Zapomnianych Książek...
Dlatego zdziwiona jestem, że nie znienawidziłam jeszcze Isabel Allende, która niby zmienia tematy, a jednak pisze cały czas to samo. A na pewno nie zmienia stylu (podobno troszkę inaczej jest w przypadku "Pauli", ale do tej pozycji jeszcze nie sięgnęłam). Powinna mnie drażnić równie mocno jak Sienkiewicz, a jednak jej twórczością jestem zafascynowana. Być może dlatego, że bohaterkami jej ksiązżek są wyjątkowe kobiety... Być może dlatego, że w tak sugestywny sposób przenosi czytelnika w duszny, esencjonalny i intensywny świat Ameryki Łacińskiej... Być może dlatego, że jej bohaterki balansują na krawędzi przeróżnych rzeczywistości i światów...
Oczywiście, zupełnie inaczej czyta się serie. Z góry wiadomo, ze temat i styl się nie zmieni.
I tu - rzeczy jasna - wiedzie prym Ania :-) Zapewne nie powinnam się przyznawać do tej mojej fascynacji. Ale miło jest przenieść się (zazwyczaj raz w roku) w świat zielony i niewinny. Miło jest stać się na powrót małą dziewczynką. I tak sobie myślę, że dla mnie jest to świtna literatura motywacyjna - czegokolwiek, by o niej nie powiedzieć.
W dzieciństwie byłam również zafascynowana opowieściami o przygodach Pana Samochodzika. Polski James Bond dla dzieci :-) Ale to dzięki Nienackiemu uczyłam się historii. Zaś Alfred Szklarski uczył mnie geografii...
Kilka lat temu zaś poznałam agentkę Maggi O'Dell, którą przedstawiałam wszystkim moim znajomym. Kilka osób nawet się z nią zaprzyjaźniło. Moja z nią znajomość trwa siedem tomów i obawiam się, że szybko się nie skończy. Alex Kava wymyśli jeszcze mnóstwo pretekstów, by ją do mnie przyprowadzić. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie muszę jej wpuszczać za próg mego domu i umysłu. Problem polega na tym, że choć bohaterowie zaczynają być irytujący, to kryminalne historie są pasjonujące.
Inna rzecz - napisanie naprawdę dobrego kryminału nie jest proste. Przekonałam sie o tym czytając chociażby "Kształt ciemności". Sama nie wiem czy to dobra książka. Fabuła zbudowana co najmniej nieźle... ale zdecydowanie za długa... No i zakończenie... Kalinowski mógł sobie darować ostatnich kilka akpitów...
--------------------------------
"Liczę, że przed upływem sześciu godzin otrzymam pięć znormalizowanych stron, panie Edgarze Allanie Poe. Proszę mi przynieść jakąś historię, a nie oratorski popis. Kazania zostawię sobie na pasterkę. Proszę mi przynieść historię, jakiej jeszcze nie czytałem, a jeśli czytałem, to proszę mi ją tak napisać i opowiedzieć, bym sobie nie zał z tego sprawy."
C.R. Zafon, Gra anioła

piątek, 2 stycznia 2009

wyjątkowa noc

Bynajmniej nie dlatego, że w kalendarzach, na zegarach i we wszelkich notatkach zapis "2008" został zastąpiony "2009". Już dawno przestałam wierzyć w magię nocy sylwestrowo-noworocznej. Poza zapisem datowym nic się przeciez nie zmienia... Ba, każdego dnia zmienia się data i nikt nie robi z tego powodu wielkiego szumu. Choć... Cezury są dla nas potrzebne. Dlatego obchodzimy urodziny, rocznice ważnych dla nas wydarzeń, sylwestra... Daty pomagają nam porządkować zycie. Pomagają robić bilanse. Dlatego właśnie przełom lat jest świetną okazją do powzięcia postanowień. Bo 31 grudnia to łatwy do zapmiętania termin rozliczenia.
Pamiętam rózne daty i w związku z nimi rozliczam inne wydarzenia... Ale przede wszystkim, daty są dla mnie ważnymi wspomnieniami.
7 września
13 maja...
21 września...
5 października...
5 grudnia...
8 grudnia...
Te, i inne daty, są dla mnie wazżne bez zaglądania do kalendarza. Cały czas dochodzą nowe...
Z nocą sylwestrowo-noworoczną tez wiążą się przerózżne wspomniania... Doszło też nowe. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się witać nowego roku w taksówce :-)
Paulino, Szymonie, Rafale - dziękuję Wam za tę noc.