Od pewnego czasu nie wiedziałam co to strach – ten najbardziej doskwierający. Ten, który paraliżuje do szpiku kości.
Miałam nadzieję, że ten okres mam za sobą.
Okazuje się, że nie.
Okazuje się, że znowu się boję.
W kontekście Wielkiego Piątku ów strach nabiera zupełnie innego wymiaru, ale przecież wewnętrzny niepokój nie przyszedł nagle – przeczuwałam go wszak od pewnego czasu. Jak zwykle – nadchodził powoli, ale dawał o sobie znać.
Szukam swoich miejsc bezpiecznych. Tych wewnętrznych i tych zupełnie zewnętrznych, fizycznych. Dlatego znowu marzy mi się Kraków, dlatego przypomina mi się kaplica na Bazylianówce.
Myślę też o K., nawet jeśli to bezpieczeństwo jest niebezpieczne.