Ja wiem - przyjaciele to anioły, które stawiają nas (mnie) na nogi, kiedy nasze (moje) skrzydła zapomniały latać.Wiem, jestem wdzięczna i doceniam... I jeszcze pamiętam czas kiedy byłam bardzo, bardzo smutna. Teraz smutki nie są tak dogłebne (choć... ale to inna historia), ale czasem zdarza się zmartwienie, lub "zwyczajny" kryzys energetyczny. Ale nawet takie smuteczki czasami (!) wymagają wypowiedzenia. I jakoś tak mężczyźni mają, że nie do końca wiedzą co z tym zrobić, jak się zachować. Przynajmniej Ci, których znam, których postawiłam w obliczu smutku jakowegoś. Od tej zasady jest wyjątek... :-) Dziękuję.
Nie oskarżam. Nie budzi to mojej frustracji, ani smutku.
Mężczyzna jest tak skonstrułowany, że nie do końca wie, co z emocjami innych począć. Jeśli się tego nie nauczy.
Żeby było zabawniej - kobiety nie zawsze i nie do końca wiedzą, co począć z emocjami własnymi. Jeśli się tego nie zechcą nauczyć...
Nawiązując zaś do pierwszego zdania. Ostatnio dostałam do przeczytania bardzo dobrą (= ciepłą) książkę:
Anna Wrzos, "Wizyty aniołów, czyli moje życie kontrolowane", Księgarnia św. Jacka 2003
Polecam.