sobota, 13 grudnia 2008

anioły

Ja wiem - przyjaciele to anioły, które stawiają nas (mnie) na nogi, kiedy nasze (moje) skrzydła zapomniały latać.Wiem, jestem wdzięczna i doceniam... I jeszcze pamiętam czas kiedy byłam bardzo, bardzo smutna. Teraz smutki nie są tak dogłebne (choć... ale to inna historia), ale czasem zdarza się zmartwienie, lub "zwyczajny" kryzys energetyczny. Ale nawet takie smuteczki czasami (!) wymagają wypowiedzenia. I jakoś tak mężczyźni mają, że nie do końca wiedzą co z tym zrobić, jak się zachować. Przynajmniej Ci, których znam, których postawiłam w obliczu smutku jakowegoś. Od tej zasady jest wyjątek... :-) Dziękuję.
Nie oskarżam. Nie budzi to mojej frustracji, ani smutku.
Mężczyzna jest tak skonstrułowany, że nie do końca wie, co z emocjami innych począć. Jeśli się tego nie nauczy.
Żeby było zabawniej - kobiety nie zawsze i nie do końca wiedzą, co począć z emocjami własnymi. Jeśli się tego nie zechcą nauczyć...
Nawiązując zaś do pierwszego zdania. Ostatnio dostałam do przeczytania bardzo dobrą (= ciepłą) książkę:
Anna Wrzos, "Wizyty aniołów, czyli moje życie kontrolowane", Księgarnia św. Jacka 2003
Polecam.

czwartek, 11 grudnia 2008

uciekaj, uciekaj

Częściej lub rzadziej zdarza mi się mieć tzw. doła. O ile to możliwe, staram się tym nie obciążać innych. O ile to możliwe, staram się przelać swe smutki i frustracje na elektroniczny (już) papier. Czasem blogowy.
O ile to możliwe, staram się w stylu amerykańskim mówić, że wszystko jest w porządku.
Zdarza się jednak, że to nie jest możliwe. Wówczas mówię: "dzień (nie)dobry". A że ostatnio moimi nieco bliższymi znajomymi są w większości mężczyźni, to mam pewność, że na dłuższą rozmowę w takie dni nie mam szans. Jest pewne, żŻe uciekną, bo nie wiedzą jak zachować się wobec smutku czy złości. I nie chodzi o rozstrząsanie problemu, ale o dalsze bycie. Mężczyźni uciekają...
I żebym nie musiała tłumaczyć się w komentarzach :-) Nie oskarżam - stwierdzam fakt.

metajęzyk

Dziś po raz kolejny usłyszałam, że w blogu często mówię zagadkami, że używam metajęzyka. Oczywista oczywistość - jak mawia klasyk. Taki mój styl i urok - nie tylko w blogu. Nie tylko od czasu, gdy ten zaczął powstawać. Często, by nie powiedzieć niemal zawsze, o sobie mówiłam tak, by nie powiedzieć zbyt wiele.
Na ile to możliwe jestem świadoma siebie, swoich uczuć i motywacji. Ale nie potrafię ich komunikować jasno. To dla mnie bywa niezwykle trudne. Blog też nie jest miejscem, gdzie należałoby wszystko jasno wykładać. Przyjaciele i tak zrozumieją ten metajęzyk. Ci, którzy przyjaciółmi nie są też znajdą coś dla siebie...
Przyszedł jednak czas na wyraźne, jasne i konkretne wypowiedzenia... Trudno będzie... Przyszedł jednak czas...

środa, 10 grudnia 2008

gra

Tyle pytań - tak mało odpowiedzi. Tyle zadań - tak mało czasu. Tyle spraw - tak mało rozwiązań. Ostatnio zajmuje mnie kwestia relacji międzyludzkich i swego rodzaju gier interpersonalnych. Czy chcę powiedzieć, że ludzi udają i grają? Zapewne zdarza się, że czynią to umyślnie, by zmylić, by oszukać... Jako niepoprawna optymistka jestem zdania, że ludzie nie udają, jestem jednak przekonana, że każdy człowiek wchodzi w określone role, w określonych sytuacjach. Psychologia społeczna się kłania.
Co jednak zrobić gdy relacja między ludźmi - z konieczności dynamiczna - zmienia się na tyle, że w tej nowej sytuacji trudno się odnaleźć? Gdy trudno zachować się naturalnie? Gdy trzeba uważać na każde pytanie i stwierdzenie, aby nie zostało odebrane jako atak, by wysilać się, aby zostać dobrze zrozumianym, podczas gdy jeszcze kilka dni, tygodni wcześniej tak szczegółowe wyjaśnienia nie były konieczne.
Co zrobić w sytuacji, gdy jakaś relacja naturalnie wygasła i ludzie, mniej lub bardziej przypadkiem, spotykają się po latach. Będąc w świetnej komitywie n lat temu, teraz nie bardzo wiedzą jak się zachować w swoim towarzystwie...
Co zrobić, gdy dusza krwawi, a przyjaciela brak...