Nie było czasu, aby pisać, a przeciez myśli nie przestają krążyć, a przecież wydarzenia biegną własnym rytmem...
1. Wiosenna intensywność. Wiem, wiem - można mieć wątpliwości czy to, co za oknem można nawać wiosną w nowoczesnym tego slowa znaczeniu. W nowoczesnym, czyli obarczonym efektem cieplarnianym... A ta wiosna taka prawie staroświecka: czasem słoneczna, czasem deszczowa... Tylko jak tu pogodzić się ze staroświecka wiosną, gdy styczeń był niemal letni? Tak czy inaczej wszytsko kwitnie. Przed moim oknem mam zółte forsycje, białe śliwy i fioletowe jabłuszka... Pieknie jest. Jak to dobrze, że uniwerystet dba o zielone otoczenie. Kilka dni temu wracałam do domu obok tych wszytskich drzewek i krzewów. Po deszczu było. I ciepło było. I poczułam tę wiosenną intensywność - ciężką, przytłaczającą niemal przytłaczającą woń...
2. Urzędnicza rzeczywistość. Toruński urząd pracy został zreorganizowany. Ma być łatwiej i szybciej - "urząd przyjazny petentowi". Wyszło jak zwykle. W ramach tego "szybciej" dwukrotnie musiałam stać w godzinnej (dosłownie) kolejce, choć pracownicy w innych okienkach nudzili się niemal śmiertelnie. Ale przejść nie można, bo okienka są alfabetyczne...
Chciano też zmusić - jak podejrzewam - stałych bywalców urzędu do sprawdzania ofert pracy. Zatem w okienku, gdzie się podpisuje gotowość do podjecia pracy, sprawdza się też aktualne oferty. Pic na wodę i statystyka, ale robi się coś dla osób bezrobotnych. A kolejka się wydłuza, bo sprawdzanie ofert stało się - chyba - obowiązkowe.
Jestem świadoma, ze PUP-y niewiele mogą, ze nie mają wielkiego pola manewru i brak spadku bezrobocia to nie jest winą działalności tej insytucja. A przynajmniej nie tylko. Ale jeśli już się coś reorganizuje, to chyba po to, by działało lepiej... Widocznie się mylę.
3. 112/997 W nocy z soboty na niedzielę przyśniło mi się, że ktoś krzyczy. Nie był to pojedynczy głos, ale wrzaski jakiejś grupy. Po chwili okazalo się jednak, że krzyki były jak najbardziej realne i tylko do snu zbłądziły. Wyjrzałam przez okno, by zobaczyć co się dzieje. A na zewnątrz grupka młodych, pijanych ludzi... Jeden z chlopców próbował złapać dziewczynę, ta mu się wyrywała. Inny chłopak stawał w obronie napastowanej (?) głośno i z rękoczynami... Zapowiadało się nieciekawie. Dziewczyna bardzo głośna groziła, że zadzwoni na policję, ale nie dzwoniła. Postanowiłam zadzwonić ja. Ze stacjonarnego telefonu wkręciłam 997 i natychmiast zostałam połączona z komendą miejską policji w Toruniu. Taką automatyczną informację wysłuchałam i zaczęłam czekać na złoszenie dyżurnego... Czekałam długo, słuchając wolnych sygnałów... Rozłaczyłam się, by spróbować drugi raz... Ta sama sytuacja... Oczywiście obudziłam rodziców, którzy wstali i zaczęli obserwować krzyczącą grupkę. Rozłączyłam się i z komórki wybrałam 112. Podobno system nie działa, ale połączyłam się z komendą miejską policji w Toruniu (a tym razem to chyba nawet straż bym wolała albo pogotowie) i znowu czekałam długo i cierpliwie. Cała sytuacja trwała około 10 minut. W tym czasie młodzież zdążyła się rozejść, a przynajmniej na grupki pdozielić... Zastanawiam się, co by było gdyby to nie była tylko szczeniacka awantura... Być może o gdzinie 4 rano policja ma dziesiątki zgłoszeń, ale wówczas miły głos automatu powinien poinformować, ze w danej chwili przyjęcie zgłoszenia nie jest mozliwe. Ale moze ja za wiele wymagam??
4. Rozstania. Czasem się zdarzają... Czasem decyzja o rozstaniu jest najrozsądniejsza, ale to i tak zawsze boli. Nawet jeśli to najlepsza (pod każdym względem) decyzja...
5. A jednak będzie pięć w jednym. Nie lubię kiedy znika mi pół zdania, a czasem dwa, gdy próbuję wpisać literkę "ż" (ooo, tym razem się udało!!). Nie lubię nie umieć formatować swoich wpisów. Pod tym względem blogger.com nie jest przyjazny...