niedziela, 30 stycznia 2011

rewolucja vs ewolucja

Pomysłów na tytuł tego posta pojawiło się w ostatnim czasie wiele. Pojawiały się nawet w czasie, gdy nie podjęłam ostatecznej decyzji, że chcę coś napisać. Ba, nie było nawet świadomej myśli o wpisie.
Od wiele miesięcy, mniej lub bardziej regularnie, pojawia się myśl, że czas na pewne zmiany życiowe. Jeszcze nie wiem czy odbędą się na drodze rewolucji, czy ewolucji. Ta pierwsza pozwoliłaby, a wręcz kazała, na przemeblowanie życia w jednym momencie. Ma to swoje zalety. Ewolucja przyniosłaby ze sobą zmiany powolne, które uchroniłyby przed chaosem. Ma to swoje zalety.
Pisząc te słowa zadaję sobie pytanie - skoro jestem gotowa na zmiany to dlaczego ich nie zainicjuję. I natychmiast sobie odpowiadam, że przecież pewne działania zostały podjęte. Lont podpalony. Ponieważ jednak moja pozycja negocjacyjna z życiem nie jest jeszcze najlepsza, to trudno mi określić jakiej długości jest ów wspomniany lont. I jak duża jest bomba u jego końca.
Wiem jednak w jakim kierunku chcę podążać. W czym chcę się specjalizować. Wiem, że osiągnęłam pewną sprawność w wykonywanych obowiązakch (zawodowych i pozazawodowych) - czas na promocję do następnej klasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz