W ogrodzie bywała każdego dnia, by pielęgnować swe róże. Ich wielość i piękno każdego dnia fascynowały ją na nowo. Pośród swych kwiatów spędzała wiele godzin. Przechadzała się pośród krzewów, gładziła kwiaty, rozmawiała czule z pąkami. Zachwycała się ich wyglądem i zapachem. Nigdy nie mogła nacieszyć się tą feerią barw.
Sama zawsze była w bieli.
W ogrodzie bywała każdego dnia, by przyjrzeć się Morzu, które ją przyzywało. Przypatrywała się mewom. Zachwycała się ich zwinnością i wolnością. Podziwiała ich siłę i upór.
Martwiła się o jedną z nich. O mewę ze złamanym skrzydłem, która przestała latać. Wołała, że mewy muszą latać, że i ona pewnego dnia pofrunie.
W ogrodzie bywała każdego dnia, by poczuć dotyk i zapach Wiatru. Był on przyjacielem i Morza i róż.
Każdego dnia Wiatr zachęcał ją do tańca.
Melancholijnego…
Onirycznego…
Tańczyła więc w zwiewnej sukience, z rozpuszczonymi włosami pośród ogrodu różanego…
Ale Wiatr tego nie widział gnany ku Jesieni, ku Białemu Ptakowi…
A gdzie ciąg dalszy? Buuu
OdpowiedzUsuńCiąg dalszy się napisze...
OdpowiedzUsuń