niedziela, 7 października 2012

rozważań o porach roku ciąg dalszy

Nie tylko tu, na blogu, zachciało mi się w ostatnich dniach dzielić się rozważaniami na temat jesieni. Moje wypowiedzi skłoniły jednego z moich znajomych do refleksji, które można podsumować słowami, że zima kończy wszystko. Zima jest końcem.
A dla mnie zima nie jest końcem. A na pewno nie jest końcem definitywnym. Zima jest podsumowaniem, zamknięciem czegoś, a równocześnie jest początkiem czegoś nowego. To prawda: bywa władcza i dominująca. Jest piękna i przerażająca jednocześnie. Myślę, że kocha się ją i nienawidzi jednocześnie. Zawiera w sobie wszystkie paradoksy i sprzeczności. Przykrywa je śniegiem, odświeża mrozem, odkurza wiatrem, czyni pięknymi poprzez słońce.
Zima nie jest końcem, podobnie jak końcem nie jest noc. Bo dzień jest oczywistością i działaniem. Noc kończy coś i rozpoczyna. Jest odpoczynkiem i oczyszczeniem. Budzi strach, ale przynosi również nadzieję.

Ja wiem: każda pora roku, każdy dzień tygodnia, każda pora dnia jest zakończeniem czegoś i czegoś początkiem. Pory roku, miesiące, dni, godziny następują  po sobie... Wiem. Mam jednak przeczucie, jestem przekonana, że w tym następowaniu po sobie czasów zima i noc mają miejsce uprzywilejowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz