poniedziałek, 17 września 2007

home, sweet home

Dobrze jest wrócić do domu, do bliskich z Maleńką na czele. Dobrze jest wejść do domu po podróży, podczas której:
  • nie byłam do końca przekonana czy kierowca jednak nie zdecyduje się pojechac do Neapolu zamiast do Rzymu
  • z trudem dotarłam o czasie na lotnisko
  • lądowanie było okupione całkiem poważnymi turbulencjami.

Spędziłam jednak piękne i wesołe chwile we Włoszech. Mimo wszystko czuję się tam jak u siebie. Nawet jeśli cały czas jestem tam gościem (i w Italii jako takiej i u Carla czy Justyny). Nawet jeśli nie jestem (i pewnie długo, o ile w ogóle) niezależna... Tak, to mój drugi dom. choć ostatni moj pobyt pozwolił mi nieco odmitologizować i Termoli i Włochy. Zwłaszcza, że zobaczyłam Ascoli. Jest piękne (gdzie ja podziałam kartkę stamtąd????????????). Jako turystka zachwyciłam się tym miastem. Nie wiem czy mogłabym tam żyć. W Termoli znam juz niemal wszystkich :-)

Tak, te kilka dni w Abruzzo i Marche przeznaczone na wypoczynek, zwiedzanie i zabawę były naprawdę mi potrzebne. Niby "odpoczywam" cały czas, a jednak takie wypady są rzeczywiście relaksujące. Teraz tylko czekam na zdjęcia, żeby w każdej chwili móc sobie przypomnieć sobie te chwile :-) No i dzieki temu wyjazdowi mam nową fascynację muzyczną: Piero Mazzocchetti... ciekawe czy sprzątaczka znalazła plakat ukryty za kanapą, a który Carlo "ukradł" pod osłoną nocy :-)

Poza tym miło jest wiedzieć, że pomimo tych kilku miesięcy jakie upłynęły od mojego wyjazdu, ludzie mnie paiętają i cieszą się z mojego przyjazdu. I z różnych przyczyn czekają własnie na mnie. Z Zaskoczeniem przyjęłam słowa Piny, że dzieje się tak dlatego, że roztaczam wokół siebie jakis wdzięk, spokój, światło... Aż się zarumieniłam.

Na pewno wrócę do Włoch. Ciekawe tylko kiedy i w jakim charakterze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz