poniedziałek, 3 marca 2008

dojrzewanie

Kilka razy już słyszałam, że jestem kobietą świadomą siebie. To prawda. Choć dochodzenie do tej świadomości, choć nauczenie się samej siebie czasem jest procesem dość długotrwałym. Nazwałabym ten proces dojrzewaniem. Jestem świadoma tego, co się wokół mnie dzieje, jestem świadoma przyczyn swoich wyborów. Nawet jeśli nie jestem zawsze z nich dumna, nawet jeśli w momencie ich dokonywania są spontaniczne. Perspektywa czasu jednak pozwala na uświadomienie sobie tego, co leżało u podstaw takiej, a nie innej decyzji. Takie małe rozeznanie post factum. Jestem świadoma równiez tego, że zafiksowałam się już dawno na jednym problemie. Zdaję sobie sprawę z tego, że sama z tego zaklętego kręgu nie wyjdę. Na pomoc rodziny za abardzo też liczyć nie mogę. Zwłaszcza mamy, która wpędza mnie w jeszcze większe poczucie winy, tak jakby i bez tego nie było ogromne. Oczywiście rozumiem, że i ona się boi, że traci juz siły. Rozumiem... Więc na pomoc nie liczę... Liczyłam na pomoc tych, którzy mogą pomóc - w wymiarze bardzo konkretnym. Bo dobrych dusz, które są mi przychylne i przyjazne mam na wyciągnięcie ręki wiele (powtarzam po raz nie wiem który - to ważne i miłe, ale nie słów pocieszenia potrzebuję...nie TYLKO takich właśnie słów). Chciałabym też być dobrze zrozumiana - to prawda, że czasem projektujemy sobie pomoc na przykład, która wydaje się nam najodpowiedniejsza. a kiedy nie przychodzi ta wymarzona i wyobrażona, to myślimy, że nie przyszła w ogóle. Mnie też się tak czasem zdarza. Nauczyłam się jednak - w mojej obecnej sytuacji - odróżniać konkrety od miłych słów. Nawet jeśli nie wyobrażam sobie dokładnie jakie to konkrety mialy by być (choć nie ukrywam, że najmilej byłby widziany telefon z propozycją pracy). Jestem też świadoma swoich emocji. I dojrzewam do podejmowania decyzji.

2 komentarze:

  1. Dochodzi jeszcze jedna rzecz. Czasem człowiek chciałby pomóc, ale najzwyczajniej w świecie nie może, nie jest w stanie. Ale kiedy o tym mówi, jego słowa bywają odbierane jako odmowa pomocy. Zamiast "nie mogę" jakby padało "nie chcę", tylko że to nie jest prawda - to tylko poranione serce ma zaburzony słuch... I trzeba by obie strony o tym defekcie pamiętały, bo inaczej tylko nowe rany z tego będą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ja pamiętam, że nie nie zawsze można pomóc. Człowiek nie jest wszechmocny i nie jest w stanie zaradzić jakiemuś problemowi chociaz bardzo tego chce... Pamiętam... I nie obrażam się też w chwili, gdy ktoś może, a nie pomaga... Nawet jeśli mi przykro...

    OdpowiedzUsuń