Jak na tę chwilę, tytuł postu ma podwójne znaczenie. Bo pierwsze, to mój blogowy debiut. A po drugie - zgodnie z mottem: to może być pierwszy dzień mojego życia. Kto mnie zna, ten wie, że nie jestem urodzoną optymistką (chociaż grzeszę jakimś naiwnym emocjonowaniem się nowymi możliwościami i pomysłami, za co płacę niejednokrotnie wysoką cenę). Realizm graniczący z pesymizmem nie rpzeszkadza mi jednak - przynajmniej od czasu do czasu - patrzeć jaśniej na życie. Nie przeszkadza mi w robieniu nowych planów na przysżłość (niczym Bridget Jones??) i wierze, że są one do zrealizowania.
Sama przed sobą (i przed resztą świata?:-)) powinnam wytłumaczyć się z pomysłu pisania bloga. Przecież to opisywanie spraw często intymnych, ważnych. Taka publiczna autowiwisekcja, emocjonalny ekshibicjonizm (ja obiecuję, że moje najważniejsze, najintymniejsze sprawy będą mimo wszytsko trafiały do mojej ukrytej walizki). Do tej pory rolę blogów spełniału tradycyjne pamiętniki. Wirtualna rzeczywistość powoli wypiera jednak wszystko, co tradycyjne i ustala nowe zasady funkcjonowania w świecie.
A dzienniki czy pamietniki pomagają uporządkować myśli. Można oczywiście nie zgadzać się na nowoczesność i pisać "do szuflady". Ja jednak mam czasem ochotę wykrzyczeć moje zdanie, ogłosić całemu światu moje votum separatum, moją niezgodę na świat, albo własnie tym światem się zachwycić. Nie chcę pisać w zeszyciku. Nie roszczę sobie pretensji do bycia w przyszłości osobą na tyle popularną, by moje przemyślenia były kiedykolwiek opublikowane. Na blogu sa publikowane tu i teraz (zwłaszcza teraz). Dzięki czemu mogę poczuć się ważna... A co?? Nie mogę?? hehe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz