poniedziałek, 15 grudnia 2008

na wstecznym biegu

No i się nawymądrzałam o postrzeganiu szczęścia. A tu drobiazg pod tytułem atak i od razu zmienia się perspektywa. Nie, żebym wracała do stanu sprzed kilku miesięcy - smutek i poczucie beznadziei przychodzi wszak niezależnie od ataków. I to jest zupełnie inna historia.
Ataki jednak bardzo mnie jednak wyczerpują. Bardziej, aniżeli ciężka praca. Ataki jednak sprawiają, że z całkiem pewnej siebie dziewczyny staję się na dłuższą lub krótszą chwilę małym, zaszczutym, przerażonym psem. Zwłaszcza gdy moi znajomi są świadkami tego wydarzenia. Nieważne, że mają wiele zrozumienia dla mojej dolegliwości.
W takich chwilach jak dziś, odnoszę wrażenie, że lepiej byłoby dla nich i dla mnie, abym usunęła się gdzieś w cień i nie przeszkadzała. Nieważne, że mam świadomość, że choroba nie jest przeszkodą.
Nieważne, że na codzień choć jestem świadoma epilepsji, to staram się nią nie przejmować. Bo przecież funkcjonuję zupełnie normalnie. To wszystko przestaje być ważne w takich właśnie momentach... W takich momentach cała moja świadomość i pewność siebie, bez mojej zgody, wrzuca wsteczny bieg...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz