poniedziałek, 15 grudnia 2008

stay happy

Czym jest zatem szczęście? Jak ja odpowiadam na to podstawowe pytanie? Tym bardziej, że wraca ono do mnie co czas jakiś...
Dziś już wiem, że nie jest szczęściem stan absolutnej beztroski. Po pierwsze taki stan wydaje się być niemożliwy do uzyskania. Po wtóre - mam wrażenie, iż byłby to stan bezrefleksyjności życiowej. Wyuczona bezmyślność...
Dziś już wiem, że pewne troski są potrzebne, by się rozwijać. Że - jakkolwiek paradoskalnie to brzmi - rzeczywiście przeszkody nas umacniają. A przynajmniej mogą nas umacniać i pomagać nam wzrastać.
Choć zdarza się, że trudności wydają się być zbyt ogromne. Że widzimy przed sobą mur nie do przeskoczenia. Choć zdarza się, że naszą perspektywą jest dno Rowu Mariańskiego. To właśnie wówczas trudno być szczęśliwym. Trudno robić dobrą minę do złej gry. I nawet świadomość chrześcijańskich wartości i obecności przyjaciół bywa słabą pociechą...
Wiem o czym mówię...
Gdy już jakimś cudem i sposobem uda się przekroczyć granicę beznadziei, nadal bywa się smutnym/ą. Nadal zdarzają się trudniejsze dni. Ale zupełnie szczerze można mówić o szczęściu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz