czwartek, 29 listopada 2012

dni tygodnia

Poniedziałek - od pewnego czasu - kojarzy mi się z p. Olą, angielskim i długim pozostawaniem w biurze. To dzień, kiedy pod koniec dnia zapominam słów.

Wtorek to dzień, który funkcjonuje w moim umyśle jako wolny. Jest to o tyle zabawne, że rzadko kiedy jest tak naprawdę wolny, albowiem jest to dzień, na który mogę wyznaczać spotkania, zajęcia, warsztaty i dziesiątki innych spraw.

Środa to dzień Cashflow, więc mój mózg przestawia się na nauczanie, przekonywanie i motywowanie.

Czwartek to dzień najtrudniejszy i najsympatyczniejszy jednocześnie. Dzień, w którym jestem już zmęczona całym tygodniem, w którym nie mam już siły na nic. Jest to jednak dzień klubowego spotkania, a te zawsze dodają energii, uśmiechu i chęci do działania. To dzień poznawania na nowo ludzi, których znam od dawna lub całkiem niedawna.
Czasem jest to dzień zamyślonego uśmiechu - jak dziś.
Czwartek to dzień miłych, wieczornych powrotów do domu i rozmów.

Piątek to dzień sprzątania biura. Nieważne, że na porządne porządki nie ma czasu i siły. Jest to jednak dzień, w którym sprzątam i na dłuższą chwilę idę do domu. Ta dłuższa chwila to weekend.

Sobota to czasem dzień, w którym mogę się wyspać. Nie zawsze, ale zdarza się, że nie muszę wstawać bardzo wcześnie. Cudowne uczucie.

Niedziela to dzień rodzinnych obiadów i zabaw z Maluchem, który Maluchem już nie jest. Czasem to dzień sprawiania sobie lub innym przyjemności.

Tydzień to dni, które powtarzają się w swoim rytmie i tempie - szalonym ostatnio. Dni są podobne do siebie, a jednak zupełnie inne. I to jest fascynujące w czasie: sekunda do sekundy podobna, minuta do minuty... rok do roku. A jednak każda sekunda jest inna i sprawia, że życie jest pełne kolorów (nawet jeśli są to ciemne kolory).

I jak tu nie być zafascynowaną upływającym czasem?

czwartek, 22 listopada 2012

Kraków mglisty

Był wczesny wieczór. Albo: późne popołudnie jeśli ktoś woli.
Dworzec, przejście podziemne. I decyzja: Floriańska czy Szpitalna? Tym razem Szpitalna. Tym razem nie ominęłam jej.
Mgła dookoła. Mgła, która jest nieprzyjazna tylko dla kierowców i pilotów. Mgła, która otulała mnie ze wszystkich stron.
I doszłam do Małego Rynku. Oczywiście tonął we mgle. Jakże cudownej mgle. Widać było tylko tę wilgoć o kolorze mleka, unoszącą się nad całym placem. Nie widać było ludzi. Nie widać było budynków. Tylko mgła. I lampy. Zapalone wszystkie wyglądały niczym pochodnie.
Świteź musiał wyglądać podobnie.

Przystanęłam na chwilę, by się zachwycić. Jak dobrze było móc przystanąć na chwilę.
Musiałam jednak pójść. Musiałam wejść w tę magiczną mgłę.

Kilkadziesiąt minut później spacerowałam po Rynku Głównym. Równie zamglonym. Równie tajemniczym i magicznym.


Kraków mglisty. Nigdy jeszcze takiego go nie widziałam.
Oto miasto odkryło przede mną swe nowe oblicze. A może lepiej powiedzieć: coś przede mną ukryło. Co? Może duchy dawnych mieszkańców przechadzały się po rynku? Może Anioły zebrały się tego dnia w mieście?

Długo nie zapomnę tego widoku...

niedziela, 4 listopada 2012

alibi na czytanie

Gdy czytam - świat realny przestaje istnieć.
Gdy czytam - staję się bohaterami książek lub bliskimi obserwatorami ich życia. Nieważne,  że jest to przypominający średniowieczną Anglię Śródziemie lub Siedem Królestw. Nieważne, że jest to całkiem współczesna Warszawa. Ewentualnie targana wojną węgierska wioska.
Gdy czytam - wszystko inne przestaje mieć znaczenie.

Gdy odkładam książkę, wracam do rzeczywistości lekko odmieniona. Czasem smutniejsza, a czasem pełna nadziei na przyszłość.

Dlatego cały czas muszę wymyślać alibi na czytanie.

wtorek, 30 października 2012

atak przyjaciółki

Przyszła znowu. Jak zwykle bez zapowiedzi. Jak zwykle nieproszona.
Dawno się nie spotkałyśmy.

Przyniosła strach, smutek, łzy...
Kazała być słaba, gdy powinnam być silna...

Zdradliwa przyjaciółka.

środa, 10 października 2012

Karol Olgierd Borchardt, czyli goldenline

Goldenline to jeden z polskich portali społecznościowych. Nazwa wzięła się z teorii, że potrzeba maksymalnie 7 osób, by dostać się do prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Kiedyś policzyłam, jak to jest u mnie: od prezydenta Stanów Zjednoczonych dzielą mnie... dwie osoby.

Wczoraj poznałam pewną kobietę. Dystyngowana pani nieco powyżej 60 lat. Sympatyczna, dowcipna, choć również lekko smutna. Podczas rozmowy okazało się, że przez wiele lat pracowała w Urzędzie Morskim w Gdyni. Nie omieszkałam zapytać czy znała kapitana Borchardta.
Znała.
Spotkam ją jeszcze nie raz, więc będzie okazja, by porozmawiać z nią o tym znakomitym wilku morskim i pisarzu.

Zadziwiające, jak nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie spotka się człowieka z jakiegoś powodu ważnego.  Zadziwiające, jak malutki jest świat. Przekonałam się nie raz, że jest mały w sensie przestrzeni. Wczoraj okazało się, że również w sensie czasu. Kapitan Bochardt zmarł co prawda w 1986, czyli znowu nie tak dawno temu, ale urodził się w 1905 roku.
Wczoraj historia bardzo się do mnie zbliżyła.

niedziela, 7 października 2012

Amelie

Zupełnie dla siebie nieoczekiwanie, natrafiłam dziś na sountrack z filmu "Amelia".
To jeden z najpiękniejszych filmów jakie widziałam. Film, którego nawet w chwilach największego cynizmu nie jestem w stanie wyśmiać i skrytykować. Film, który budzi we mnie tylko pozytywne emocje i wywołuje niewinny uśmiech.
Zanim go zobaczyłam, wiele osób mówiło mi, że najbardziej romantyczną sceną jest ta, w której Amelia piecze ciasto. Ja zaś zaczarowana zostałam w sekwencji w wesołym miasteczku, gdy główna bohaterka jest w tunelu strachu. Ten ładunek emocji, to napięcie... Nawet w tej chwili przechodzą mnie dreszcze...

Nie, to nie jest moment, by chcieć obejrzeć film (kiedyś do niego na pewno wrócę). To jest moment, by zachwycić się tym:

rozważań o porach roku ciąg dalszy

Nie tylko tu, na blogu, zachciało mi się w ostatnich dniach dzielić się rozważaniami na temat jesieni. Moje wypowiedzi skłoniły jednego z moich znajomych do refleksji, które można podsumować słowami, że zima kończy wszystko. Zima jest końcem.
A dla mnie zima nie jest końcem. A na pewno nie jest końcem definitywnym. Zima jest podsumowaniem, zamknięciem czegoś, a równocześnie jest początkiem czegoś nowego. To prawda: bywa władcza i dominująca. Jest piękna i przerażająca jednocześnie. Myślę, że kocha się ją i nienawidzi jednocześnie. Zawiera w sobie wszystkie paradoksy i sprzeczności. Przykrywa je śniegiem, odświeża mrozem, odkurza wiatrem, czyni pięknymi poprzez słońce.
Zima nie jest końcem, podobnie jak końcem nie jest noc. Bo dzień jest oczywistością i działaniem. Noc kończy coś i rozpoczyna. Jest odpoczynkiem i oczyszczeniem. Budzi strach, ale przynosi również nadzieję.

Ja wiem: każda pora roku, każdy dzień tygodnia, każda pora dnia jest zakończeniem czegoś i czegoś początkiem. Pory roku, miesiące, dni, godziny następują  po sobie... Wiem. Mam jednak przeczucie, jestem przekonana, że w tym następowaniu po sobie czasów zima i noc mają miejsce uprzywilejowane.

piątek, 5 października 2012

jesienna zmienność

Zadomowiła mi się ta jesień bardzo: w głowie, w sercu...
Wiosna i jesień są stworzone dla mnie. Idąc dziś do domu i przyglądając się z ciekawością temu, co mnie otacza stwierdziłam, że lato i zima są w miarę stałe i przewidywalne. Latem są upały, a po kilku gorących dniach przychodzi burza. Zima bywa mniej lub bardziej mroźna i tylko śnieżyca może być zaskoczeniem. Jeśli trzymać się stereotypów - śnieg zimą zaskakuje tylko drogowców.

Za to wiosna i jesień to zupełnie odmienna historia.
Dzisiejsze wczesne popołudnie sprzyjało wagarom. Bo kto powiedział, że wagaruje się tylko wiosną? To było popołudnie, kidy chciało się uciec zza biurka i pobiec do parku, do lasku obok mojego byłego liceum. Nieważne gdzie, byle biec. Byle z wiatrem zatańczyć czy się ścigać...
A wieczorem przyszedł deszcz. Taki trochę już smutny... Czy aby na pewno? Mam wrażenie, że owa melancholia wynikała raczej z tego, że ludzie postanowili widzieć i odczuwać te krople jako zjawisko złośliwe i nieprzyjemne. To chyba dlatego kroplom deszczu było nieco przykro. Ja jednak nadal byłam i jestem przekonana, że to jeszcze nie był ten deszcz, który powinien zagonić człowieka do domu, pod koc, do książki i ciepłej herbaty (wina może). Z dzisiejszym wieczornym deszczem można było się bawić.
Jeszcze później nadszedł wiatr. Poważny, lekko nadąsany... Przyniósł ze sobą mgłę, a może jedynie bardzo prozaicznie podniósł kurz na budowie. Widok był jednak niezwykły: błuszcząca od wilgoci ulica, kołyszące się drzewa rzucające przedziwne cienie i mgła... W tej sytuacji cieszę się, że jestem już w domu, a wiatr został na zewnątrz.
Chociaż kocham wiatr. Wszak wiatr i mewy to odwieczni kochankowie.

Zadomowiła mi się ta jesień bardzo: w głowie, w sercu...
Wczoraj przejrzałam kilka starych swoich wpisów. Odnalazłam w nich i słońce, i cień. Burze, deszcze i bardzo ciemną, przerażającą noc. Co mnie jeszcze czeka?
Na dzisiejszym spotkaniu postawiono mi pytanie: co Cię jeszcze zaskoczy? Gdybym potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, nie byłyby to zaskoczenia. Niespodzianki nie byłoby z tego żadnej. A życie ma to do siebie, że zasakuje i przynosi każdego dnia coś niespodziewanego. Ciekawych ludzi z ich historiami. Nieznane smaki, zapachy i dźwięki. Dostrzeżenie czegoś lub kogoś na nowo. Uśmiech, łzy, tęsknotę i nadzieję. Słowa dawane i otrzymywane. Milczenie.

środa, 3 października 2012

chwilo trwaj - jesteś piękna

Czasem chce się zatrzymać czas. Czasem chce się powtórzyć za Faustem: chwilo trwaj, jesteś piękna.

Tak było wczoraj w parku. Spodziewałam się szturmu wspomnień. Nie spodziewałam się, że wśród tłumu spacerujących ludzi, idąc nie sama, będę tylko ja, słońce i drzewa. I tylko konwenanse powstrzymały mnie przed tym, by przytulić się do drzewa lub tańczyć upojona jesiennym słońcem.

Tak było dzisiaj, gdy - po raz kolejny - odkryłam, że starówka spowita jesiennym wieczorem potrafi być zaczarowana i przytulna.

Tak było... mogę wymieniać wiele cudownych chwil, które chciałam zatrzymać.
Tak, będzie, gdy... bo przyjdą chwile, które zapamiętam na długo. Chwile, które dzięki swemu pięknu i czarowności zostaną ze mną na bardzo, bardzo długo.

jesień

Samo słowo "jesień" jest dla mnie urzekające. Na pewno dlatego, że niezwykle lubię tę porę roku. Na pewno lubię to słowo, ponieważ z jesienią wiążą się miłe wspomnienia: Kraków, park na Bydgoskiej.
Planty jesienią są - moim zdaniem - bardziej zaczarowane, niż w innej porze roku. Chodniki błyszczą od deszczu, Liście mienią się wszystkimi możliwymi kolorami. Drzewa i rzeźby wyglądają na bardziej niż zwykle zamyślone i dostojne.
Park na Bydgoskiej to słońce prześwitujące przez korony drzew. Światłocienie, które sprawiają, że świat wygląda inaczej. Radośniej?
Herbaciane róże to również jesień. To wspomnienia.
Toruńska starówka jesiennym, ciepłym wieczorem. Zapełniona ludźmi, ale nie hałaśliwa. Pełna światła, a jednak spowita we mgle wspomnień, nadziei, tajemnic.

sobota, 1 września 2012

zmiany, zmiany... wszędzie zmiany

Zmiany są jedną ze stałych w moim życiu, w życiu każdego człowieka.
Od pewnego czasu jest ich bardzo wiele dookoła mnie. Siłą rzeczy zmienia to również moje życie: muszę się jakoś odnaleźć w sytuacji. Nie jest to bardzo trudne - na szczęście.
Czas na zmiany również w moim życiu.
Nie najważniejszą, ale miłą jest również layout bloga :-)

piątek, 31 sierpnia 2012

bliskość oddalenia

Można być daleko: dziesiątki, setki lub tysiące kilometrów. Można długo się nie widzieć lub nie słyszeć. Można.
Ja jestem jednak zdania, że ludzie bliscy sobie, pokrewne dusze, zawsze się odnajdą i zrozumieją. Doświadczyłam tego w ostatnim czasie kilka razy. Po kilku latach ponownie zobaczyłam się z osobami, które kiedyś były mi niezwykle bliskie. Okazało się, że nadal są i nie było między nami żadnych niezręczności.
Świadomość ta jest uspokajająca: ludzie sobie bliscy zawsze się odnajdą.
Czy to oznacza, że można zaniedbywać tych, którzy są obok nas? Absolutnie się z tym nie zgadzam. O ludzi trzeba dbać, należy z nimi rozmawiać... Czasem zdarza się jednak, że nie jest to możliwe, bo nagle, z różnych powodów, Warszawa oddala się od Torunia bardzo. Czasem zdarza się, że doba jest za krótka, by odpowiedzieć na maile lub do kogoś zadzwonić.
Przyjaciele zrozumieją i przywitają tak, jakby od ostatniej rozmowy minęła krótka chwila.

niedziela, 24 czerwca 2012

sny

Jestem zdania, że sny w jakiś sposób odzwierciedlają nasze pragnienia, potrzeby, rzeczywistość.
Nie nadaję im nadmiernego znaczenia. Nie szukam w nich szczególnej symboliki. Nie otwieram senników. Nie biegnę do wróżki, by odczytała ich znaczenie.
Jestem przekonana, że mózg - w sobie tylko znany sposób - przepracowuje doświadczenia, porządkuje wspomnienia.

Lubię swoje sny. Zwłaszcza te, które mają znamiona realności.
Czuję wówczas dotyk (mniej smak czy zapach). Słuch mam bardziej wyostrzony. Zmysły te są tak wyczulone, że pamięć doświadczeń sennych wraca do mnie wielokrotnie w ciągu dnia.
Do snów tych jestem w stanie wrócić nawet po latach i poczuć emocje, które towarzyszyły mi tamtej nocy.

Znowu miałam taki sen.
Niemal realny.
Piękny.
A przede wszystkim - zaskakujący.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

słuchawki w uszach

Trzecia wizyta w Teatrze ROMA. Trzeci raz obejrzany spektakl "Les Miserables". Otrzymana płyta z piosenkami ze spektaklu.

Od wczoraj płyta w odtwarzaczu. Od wczoraj słuchawki w uszach... Szkoda, ze nie mam bardzo dobrego sprzętu i wygłuszonych ścian. Mogłabym słuchać piosenek bardzo głośno i wychwytywać wszelkie niuanse. Każde uderzenie w struny gitary, każde poruszenie klawiszy pianina, każde uderzenie w bęben, każde pociągnięcie smyczka. Nie jestem w stanie się oderwać...

Trzecia wizyta w teatrze: za każdym razem miejsce w innym zakątku sali. Tym razem blisko sceny, gdzie mogłam zobaczyć to, co było dla mnie wcześniej niewidoczne. I to zaskoczenie, ze choć to ten sam spektakl, to za każdym razem brzmi nieco inaczej.

Żałuję, ze to już koniec.

piątek, 20 kwietnia 2012

dwa linki

Po pierwsze:

http://www.teatrroma.pl/index.php?p=shows&shows_id=35

Jeden z ostatnich spektakli w Teatrze Roma. Jutro obejrzę go po raz trzeci. Nie mogę się doczekać.


Po drugie:

http://toastmasterstorun.pl/

Nowa strona naszego Klubu.

poniedziałek, 5 marca 2012

akt drugi

"Od zawsze" odnajdywałam siebie w utworach muzycznych. Od zawsze byłam pod wrażeniem geniuszu autorów tekstów i kompozytorów, którzy w tak genialny sposób opisywali świat. Także, choć nie tylko, mój.

Od pewnego czasu towarzyszą mi spektakle Teatru Roma. Jeden z nich miałam okazję widzieć (i zobaczę wkrótce po raz kolejny - niestety: ostatni). Inne znam tylko dzięki płytom.

Opowieści te są mi bliskie. Czasem mniej, innym razem bardziej. W rożnych momentach przywołuję inne utwory. Jeden ze spektakli jest jednak dla mnie szczególnie ważny. To "prawie" moja historia: korelacje są zadziwiające... Toczy się akt drugi. Historia w przedstawieniu nie kończy się dobrze...

niedziela, 4 marca 2012

wiosenna noc

Pierwsze mgnienie wiosny.
To jakieś absolutnie tajemnicze i genialne wydarzenie. Fantastycznym wynalazkiem jest wiosna. Zastanawiam się czy nie bardziej fantastycznym jest - paradoksalnie - przedwiośnie.
Pierwsze ciepłe naprawdę promienie słońca. Wiatr, który pachnie i smakuje inaczej. Światło, które zupełnie inaczej świeci. Noc, która inne przynosi sny...
Noc...
Carpe noctem... (ale o tym innym razem)